3-etapowa konfiguracja
Stwórz hierarchię budynków, dodaj produkty, zaproś instalatorów
Przemysław Paprzycki: Z wykształcenia jestem technologiem drewna. Ukończyłem kierunek technologia drewna na Uniwersytecie Przyrodniczym w Poznaniu, a w Promacie pracuję już 19 lat. Wcześniej byłem zatrudniony w dwóch firmach. W jednej z nich zajmowałem się chemiczną ochroną drewna. Współpracowaliśmy z niemiecką firmą, produkującą farbę ogniochronną do stali. Wspólnie z kolegą jako pierwsi wprowadziliśmy na polski rynek farbę do zabezpieczeń konstrukcji stalowej w czasie 30 i 60 min. Przez następne lata zajmowałem się promocją cienkopowłokowej amerykańskiej farby do zabezpieczenia konstrukcji stalowej.
To były jedne z pierwszych farb ogniochronnych zabezpieczających konstrukcje stalowe do 60 min na polskim rynku. Wcześniej wykonawcy mieli do dyspozycji tylko polską farbę, która miała dużo mankamentów. Zabezpieczała ona konstrukcję stalową w czasie 30 min i miała gwarancję na 4 lata. Po tym czasie należało usunąć powłokę farby i nałożyć ponownie. Dlatego rzadko była używana.
Obecnie w Promacie zajmuję się, mówiąc ogólnie, bierną ochroną przeciwpożarową. Ściśle współpracuję z projektantami, rzeczoznawcami p-poż, wykonawcami w celu doboru właściwych rozwiązań służących bezpieczeństwu pożarowemu.
P.P.: Interesuje mnie temat farb ognioochronnych, ale stropy i zabezpieczenia drewna są moimi ulubionymi tematami. Jeśli te kwestie pojawiają się w mojej pracy, to bardzo lubię z nimi i nad nimi pracować.
P.P.: Wiedziałem, co to jest Promat i jaką markę prezentuje. Uczestniczyłem wcześniej w wielu konferencjach, na których spotykałem kolegów z Promatu, Zbyszka Męcika, Jarka Stachowiaka, Karola Watołę. Kiedy pracuje się w różnych firmach, zajmujących się zbieżnymi tematami, wtedy pojawia się możliwość współpracy. W wielu przypadkach wymienialiśmy się informacjami o prowadzonych inwestycjach. Ja miałem farbę, koledzy z Promatu mieli płyty. Tam, gdzie trzeba było zastosować farbę, wchodziłem ja, jeśli trzeba było zastosować płytę – przekazywałem kontakt kolegom z Promatu. Współpracując ze sobą, polubiliśmy się. Gdy na pewnym etapie mojej ścieżki zawodowej rozstałem się z firmą, w której pracowałem i poszukiwałem pracy, Zbyszek Męcik zaproponował mi pracę w Promacie, a ja propozycję przyjąłem. To była z pewnością słuszna decyzja.
Wiem z kuluarowych rozmów, że na którejś naradzie, zanim się pojawiłem w naszej firmie, padło pytanie, czy Przemo Paprzycki mógłby dołączyć do zespołu i chyba większość odpowiedziała, że tak. Tak się zaczęła moja kariera w Promacie.
P.P.: Po zatrudnieniu w firmie Promat przejąłem część rynku od Jarka – woj. łódzkie i część rynku od Karola – woj. świętokrzyskie. To był mój region działania w zakresie sprzedaży produktów oferowanych przez Promat. Dodatkowym moim zadaniem było rozpoznanie rynku pod kątem możliwości sprzedaży farby ognioochronnej do stali przez naszą firmę. Obecnie w ofercie mamy dwie farby. Nie są to wiodące produkty, ale stanowią uzupełnienie naszego asortymentu.
P.P.: 20 lat temu było dokładnie tak, jak wspomniał Tomek. W tamtych latach wiedza w tym temacie nie była duża. Ja swoje pierwsze doświadczenia w zakresie zabezpieczeń ognioochronnych zdobywałem w latach 90., czyli mniej więcej wtedy, kiedy na rynku pojawił się Promat. Pamiętam, gdy na jednej z konferencji padło stwierdzenie świetnie obrazujące stan świadomości ludzi na temat zabezpieczeń ppoż. Na spotkaniu poświęconym połączeniom zabezpieczeń ogniochronnych i antykorozyjnych zapytaliśmy przedstawiciela jednej z firm zajmujących się zabezpieczeniami antykorozyjnymi o to, dlaczego tak dokładnie robią zabezpieczenia przed rdzą, a na te mające chronić konstrukcje stalowe przez ogniem zwracają już znacznie mniej uwagi. Wtedy padła odpowiedź, którą pamiętam do dziś: „Bo korozja jest zawsze, a pożar może będzie…”. Taka świadomość, niestety, utrzymywała się bardzo, bardzo długo. Zmiana tego stanu wymagała bardzo dużo pracy.
Opowiem jeszcze jedną anegdotę. Na jednej z konferencji, na której występował jeden z ważnych ludzi z Instytut Techniki Budowlanej, zapytaliśmy tę osobę „a co z farbą ogniochronną na konstrukcję stalową na godzinę?”. „Na godzinę na stal? Chyba po mojej śmierci” – usłyszeliśmy w odpowiedzi. A po 9 miesiącach mieliśmy już aprobatę techniczną. Ta historia świadczy o tym, że była mała świadomość również wśród ludzi, którzy wykonywali badania w tym zakresie. To było naprawdę trudne zadanie – przekonywanie projektantów i rzeczoznawców do projektowania zabezpieczeń konstrukcji stalowych.
A co napędzało rynek? Pożary… Pamiętam, pożar w Stoczni Gdańskiej, gdzie zapaliła się konstrukcja stalowa, która po 10 minutach się zawaliła. Z tego, co pamiętam, na całe szczęście nikt tam nie zginął, ale ten wypadek spowodował olbrzymi boom na farby ogniochronne na zabezpieczenie stali. Choć wcześniej wszyscy tłumaczyli, że przecież stal się nie pali…
P.P.: Wówczas na tych konferencjach najczęściej pojawiali się strażacy, często były to konferencje regionalne, organizowane przez Państwową Straż Pożarną. Na tych spotkaniach pojawiali się różni dostawcy specjalizujący się w branży zabezpieczeń ogniochronnych, rzeczoznawcy i projektanci. Nie przypominam sobie, żeby pojawiali się wykonawcy. Pracując w trzech firmach, zajmujących się zabezpieczeniem ognioochronnym, do wykonawców docierałem zawsze bezpośrednio, nie poznawaliśmy ich na konferencjach. Docieraliśmy do różnych firm w kraju, które zajmowały się zabezpieczeniami ogniochronnymi. Firmy te zajmowały się zarówno bierną jak i czynną ochroną przeciwpożarową. Po wielu latach okazało się, że część z nich wyspecjalizowała się w zakresie jednej z tych form zabezpieczeń ognioochronnych.
P.P.: Przez 19 lat pracy tych obiektów uzbierało się dużo, ale takich znaczących były trzy.
Pierwszy z nich to Centrum Kliniczno-Dydaktyczne w Łodzi. Do tego miasta przyjechałem, będąc nowym pracownikiem Promatu i CKD był pierwszym dużym obiektem, o którym usłyszałem. Mija 19 lat, a ja ciągle na CKD dostarczam materiał.
Drugim takim znaczącym obiektem jest dla mnie Dworzec Łódź Fabryczna, który zapamiętałem dzięki dobrej współpracy z rzeczoznawcami i bardzo dobrym wykonawcą. Myślę, że mogę wymienić jego nazwę – to nasz licencjonowany wykonawca. Jest to firma Magnor, z którą zrobiliśmy tam naprawdę dużo solidnej roboty przy zabezpieczeniu ścian. Bardzo dużo wentylacji, dużo obudów wentylatorów, komór. Jednym słowem – duży i ładny obiekt, dzisiaj jeszcze nie do końca wykorzystany komunikacyjnie, ale już niedługo będzie znaczącym miejscem przesiadkowym dla Polaków podróżujących po kraju. To fajnie umiejscowiona bryła w tak zwanym Nowym Centrum Łodzi. W tym obiekcie zrobiliśmy sporo zabezpieczeń: przepusty instalacyjne, wentylacja, oddymianie, ściany, przegrody – wszystko zostało zrobione w systemach Promat.
Trzecim znaczącym dla mnie obiektem, przy którym stosunkowo długo pracowałem z rzeczoznawcą i z Komendą Wojewódzką Państwowej Straży Pożarnej w Bydgoszczy, są Młyny Rothera. Czas realizacji tej inwestycji zbiegł się z momentem, w którym wprowadziliśmy do naszego asortymentu lakier do drewna. Przy dużym zaangażowaniu wielu osób udało się wykorzystać ten materiał w Młynach Rothera. Naszym lakierem zostało zabezpieczonych 18 tysięcy m² konstrukcji drewnianych. Obiekt działa. Można obejrzeć pięknie zachowaną konstrukcję drewnianą o bardzo dużych przekrojach.
Podsumowując, można powiedzieć, że wprowadzając na rynek nowy produkt, weszliśmy z nim od razu na bardzo znaczący, duży i reprezentacyjny obiekt.
P.P.: Nazwa marki Promat zdecydowanie pomaga, dzięki niej jesteśmy dobrze rozpoznawalni. Ale nie można zapomnieć, że wpływ na to mają ludzie działający w terenie. To my wchodzimy na rynek z imieniem, nazwiskiem i szyldem Promat „na czole”. Przez kilkanaście lat pracy wspólnie z kolegami w innych regionach współtworzyliśmy dobre imię firmy i wzmocniliśmy markę Promat. Inwestorzy, rzeczoznawcy, projektanci i wykonawcy wiedzą, że jest to marka ludzi dobrze zakotwiczonych w rynku zabezpieczeń biernych ogniochronnych.
Oczywiście, dzisiaj na rynku pojawiły się firmy konkurencyjne, ale Promat, dzięki temu, że przez 30 lat tworzył dobre fundamenty, nadal jest wiodącą marką w biernej ochronie przeciwpożarowej.
P.P.: Tak, jak najbardziej. Ogrom odpowiedzialności i dużo pracy, aby nie zawieść zaufania naszych klientów.
P.P.: Ostatnie lata były takim trudnym okresem zarówno dla mnie, jak i dla innych. Chodzi mi o czas pandemii, gdy z powodu Covidu wszyscy zostaliśmy zamknięci w czterech ścianach. Pojawiła się nauka zdalna, jak i praca on-line, aczkolwiek ona wg mnie, wypadła całkiem nieźle.
P.P.: Tak, pokazała nowe możliwości. Jednak ja jestem zdecydowanym zwolennikiem komunikacji „face to face”, więc te kontakty on-line były dla mnie trudne. Ja lubię wyjść z domu, lubię pojechać do klienta, porozmawiać osobiście, bo wtedy wydaje mi się, że więcej mogę zrobić. Trzeba było jednak przystosować się do tej rzeczywistości.
P.P.: Powiem kilka słów. Pierwsze słowo to „marka”, drugie – „przyjaciele”.
P.P.: Po prostu pracuję z fajnymi ludźmi i uważam ich za moich przyjaciół.
P.P.: Trudne pytanie, chyba najtrudniejsze… Czego można życzyć? Nie chciałbym powiedzieć: szczęścia i pomyślności, bo to byłoby najprostsze. Życzę Promatowi tak wspaniałych ludzi, jacy obecnie tworzą tę firmę. Żeby przez 30 następnych lat tworzyli ją ludzie z charakterem i z pasją. Jeżeli Promat będą tworzyli ludzie z pomysłami i inicjatywą, to nasza firma zawsze będzie świetną marką.
P.P.: Dziękuję.
Jeśli masz pytania dotyczące biernej ochrony przeciwpożarowej, naszych produktów czy ich zastosowania, skontaktuj się z naszym zespołem!
Aprobaty techniczne, broszury produktowe, certyfikaty zgodności, deklaracje właściwości użytkowych czy katalog techniczny - wszystkie niezbędne do realizacji projektów dokumenty w jednym miejscu.